Konsekwencje Podatku Bankowego
Jeszcze przed wprowadzeniem w życie ustawy nakładającej nowy podatek na instytucje finansowe i ubezpieczeniowe, sztandarowa inicjatywa legislacyjna rządu premier Beaty Szydło zdecydowanie ożywiła debatę publiczną i wywołała spore emocje wśród kredytobiorców. Ostatecznie regulacja wprowadzająca tzw. Podatek bankowy zaczęła obowiązywać od lutego bieżącego roku, dlatego tym bardziej warto przyjrzeć się bliżej jej podstawowym założeniom i ewentualnym konsekwencją jakie mogą odbić się rykoszetem na klientach banków.
Zgodnie z założeniami ministerstwa finansów stawka nowego podatku wynosi 0,0366 % i dotyczy kapitału, którym obraca dany podmiot, będąc naliczaną po przekroczeniu ustalonych progów wysokości aktywów , wynoszących odpowiednio – dla banków i spółdzielczych kas kredytowo oszczędnościowych – 4 mld złotych, dla firm ubezpieczeniowych – 2 mld oraz firm pożyczkowych – 200 mln. Powyższe limity, dotyczą całych grup kapitałowych działających na rynku, stanowiąc swoisty mechanizm bezpieczeństwa, mający zapobiegać tworzeniu się indywidualnych firm pożyczkowych o mniejszym poziomie aktywów, działających w ramach jednej grupy.
Minister finansów Paweł Szałamacha oświadczył, że spodziewa się przychodów do budżetu za 2016 rok na poziomie 5 – 5,5 mld złotych. Deklarując przy okazji bez ogródek, że dodatkowe dochody ministerstwo planuje przeznaczyć w dużej mierze na pokrycie wydatków społecznych rządu, związanych m.in. z programem dopłat dla rodzin 500+. Minister dodatkowo uzasadniał swoją decyzje relatywnie dużymi marżami i co za tym idzie kosztami usług bankowych, którymi obciążani są polscy klienci, zastrzegając, że nie powinni oni zostać obarczeni dodatkowym kosztami ponieważ opodatkowanie nie dotyczy bezpośrednio usług i transakcji finansowych.
Projekt ministerstwa finansów, został generalnie bardzo krytycznie przyjęty przez większość ekonomistów i analityków, wyliczających negatywne strony nowej regulacji i jej potencjalnie szkodliwy wpływ na sektor bankowy. Z częścią tych argumentów, rzeczywiśćie ciężko jest polemizować – trudno jest sobie bowiem wyobrazić sytuacje w której bank, obciążony dodatkowym podatkiem, nie będzie próbował rekompensować mniejszych zysków przerzucaniem obciążeń na klientów. Możliwości na tym polu są tak wielkie, jak wielka jest liczba usług bankowych z których korzystamy, zaczynając od najbardziej podstawowych usług, takich jak opłaty za monity o przeterminowanym zadłużeniu, a kończąc na marżach udzielanych kredytów hipotecznych. W celu ochrony klientów przed tego typu „przerzucaniem” kosztów, ustawodawca umieścił zapis zakazujący bankom dokonywania zmian zwiększających obciążenia w ramach umów zawartych przed dniem wejścia w życie ustawy. Sektor zareagował jednak na powyższą regulację tym, że jeszcze w ciągu kilku tygodni przed wejściem w życie ustawy, aż 11 banków, podniosło m.in. marże na hipotekach, średnio o 0,4 – 0,5 procenta, natomiast rekordzista, wiodący niemiecki bank działający na polskim rynku – o 0,6%. Ponieważ powyższy zapis obejmuje tylko umowy zawarte przed dniem 1 lutego, osoby podpisujące nowe umowy na zawarcie kredytu hipotecznego, muszą się liczyć z tym, że prawdopodobnie poniosą większe koszty pożyczki.
Sytuacja na rynku kredytów hipotecznych w Polsce jest obecnie dość specyficzna – otóż stopy procentowe, o których wysokości decyduje Rada Polityki Pieniężnej, od marca 2015 roku znajdują się na historycznie najniższym poziomie. Sytuacja taka oznacza mniej więcej tyle, że na rynku, istnieją obecnie najkorzystniejsze warunki do zaciągania kredytów, ponieważ przynajmniej teoretycznie właśnie teraz powinny być one najtańsze.
Oczywiście m.in. wysokość oprocentowania po której NBP udziela bankom komercyjnym pożyczek, nie gwarantuje, że bank w którym bierzemy kredyt udzieli nam go na proporcjonalnie korzystnych warunkach, natomiast na mocy tzw. ustawy anty lichwiarskiej obowiązującej od lutego 2006 roku, oprocentowanie, które zostanie nam naliczone nie powinno być większe, niż czterokrotność aktualnej stopy lombardowej.
Biorąc pod uwagę trend kształtowania się poziomu stóp procentowych w ostatnich latach, powolną poprawę sytuacji na rynku nieruchomości, oraz stabilizację kursu franka szwajcarskiego mamy obecnie okres w którym banki powinny notować zwiększone zyski, zarabiając na mimo wszystko ciągle rosnącej liczbie i wartości udzielanych kredytów oraz spadku opłacalności lokat bankowych. Taka sytuacja budzi pewne wątpliwości w odniesieniu do opinii tych ekspertów, którzy dowodzą, że nowy podatek doprowadzi, według skrajnych opinii, nawet do załamania się na rynku kredytów hipotecznych w obliczu ciągle niskiego popytu. Trudno sobie taką sytuację wyobrazić, przy tak przychylnej polityce, niezależnej od rządu Radzie Polityki Pieniężnej, tym bardziej, że znamienny wydaje się fakt, ze większość banków, w sytuacji kiedy decyzja nowego rządu o wprowadzeniu podatku wydawała się już przesądzona, zdecydowała się natychmiast podnieść koszty części usług, nie wykorzystując swoistej okazji do przyciągnięcia od konkurencji potencjalnych klientów szukających dla siebie najkorzystniejszych ofert w nowych warunkach. Premier Szydło i minister Szałamacha konsekwentnie twierdzili, że podatek, który wprowadzono nie dotyka bezpośrednio dokonywanych transakcji finansowych, co miało zapewnić brak „krótkiego przełożenia” obciążeń na barki usługobiorców, licząc jednocześnie najpewniej na zadziałanie wolnorynkowego „hamulca” cen, który miała wymusić konkurencja na rynku. Oczekiwania te, szczególnie w odniesieniu do drugiego punktu nie zostały jednak spełnione, ponieważ sytuacja w sektorze okazała się być na tyle korzystna, że komercyjne podmioty w dużej mierze od razu zdecydowały się na podwyżki i amortyzacje obciążeń. Wielu komentatorów odebrało taki bieg wydarzeń, bardzo krytycznie w odniesieniu do zapewnień rządu dotyczących ochrony interesów klientów indywidualnych.
Rynek kredytów hipotecznych, pomimo, że generuje proporcjonalnie największe marże dla banków ze względu na wartość transakcji w tym segmencie, najdotkliwiej w ujęciu długoterminowym obciążając kredytobiorców, nie jest jedynym źródłem odbijania sobie przez banki nowych obciążeń naszym kosztem. W ostatnim czasie poszczególne banki wprowadzały także szereg podwyżek w ramach prowizji pobieranych od najbardziej podstawowych usług – chodzi m.in. o podwyższone opłaty za zwiększenie kwoty limitu odnawialnego, wspomnianych wcześniej opłat za wysyłanie drogą elektroniczną monitów o przeterminowanym zadłużeniu, zwiększonych prowizji za pobieranie gotówki z bankomatów należących do innych banków, płatności mobilnych, kosztów przewalutowania kredytów, czy wprowadzających opłatę za wycenę wartości nieruchomości przy zawieraniu umowy na udzielenie kredytu hipotecznego. Mimo, że większość opisanych kosztów dotyczy zazwyczaj niewielkich kwot, to jednak mogą się one okazać uciążliwe z perspektywy czasu ze względu na częstotliwość z jaką korzystamy z niektórych usług.
Kolejnym prawdopodobnym skutkiem nowego podatku, jest obserwowany od pewnego czasu trend obniżania przez banki oprocentowania lokat zniechęcając do odkładania oszczędności na rachunkach indywidualnych, mimo i tak rekordowo niskich stóp procentowych. Oznacza to mniej więcej tyle, że pomimo działań RPP, podmioty komercyjne uznały, że większa ilość kapitału na depozytach nie jest im potrzebna, być może przewidując spadek popytu na kredyty spowodowany podwyższonymi marżami własnymi, uwzględniając utrzymujący się trend zmniejszonego zainteresowania tego rodzaju usługami, na który dodatkowo może się składać wymóg Komisji Nadzoru Finansowego podniesienia kwoty wkładu własnego.
Podniesienie opłat przez banki, oraz swoiste opisane powyżej podejście do kwestii depozytów, w pewnym sensie „negatywnie” akcentujące kierunek polityki pieniężnej instytucji nadzoru finansowego, na którą rząd nie ma już bezpośredniego wpływu, może przyczynić się w perspektywie kilku kwartałów do powstania statystyk sugerujących niekorzystny, pośredni wpływ rządowej polityki podatkowej na sytuację kapitału znajdującego się w rękach klientów indywidualnych, powodujący spadek wartości ich oszczędności. Z drugiej strony sytuacja dłużników, mimo niskich stóp procentowych będzie się pogarszać kosztem wierzycieli podwyższających koszty.
Paradoks intencji wprowadzenia podatku bankowego, polega na tym, że może on de facto, w skali makro i perspektywie czasu doprowadzić do zubożenia społeczeństwa. Nie trzeba chyba dodawać, że taki obrót spraw byłby bardzo niekorzystny z politycznego punktu widzenia.
Czy takie działania zakładające, z jednej strony na swoiste zaciskanie pasa przez działające na rynku komercyjne instytucje finansowe (w pierwszym kwartale 2015 w Polsce było zawartych ponad 1 915 tys. umów o kredyt mieszkaniowy, w odniesieniu do których marże nie mogą być podniesione), są długoterminowo obliczone na wywarcie politycznej presji na rząd?
Cóż, jest to właściwie kwestia interpretacji.